sobota, 20 października 2018

Episode 1


*

My throat’s vibrating, can’t hear, the music’s playing
These girl sniff their stripes
My heart misses myself cause I’m taking these shots again

*



Ashton

Tak wiele twarzy, że prawie się gubię. Wszystkie jednak wyglądają tak samo.
Wyraźne kreski na oczach mają podkreślić ich zalotność jak mniemam. Wysokie buty i obcisłe spódnice nie do końca pasują do tego miejsca. Powiedziałbym raczej, że prędzej widziałbym ich na baletach.
Malowane lale mijają mnie, pożerając wzrokiem niczym wampirzyce.
Faceci zapewne uważają je za największe boginie.
W tej kwestii od nich nie odstaję. Moje oko na moment zawiesza się na kilku z nich.
Gładkie, opalone ciała wyglądają naprawdę kusząco.
Ich wyraz twarzy wyraża cnotę, ale spojrzenie piorunuje, ostatecznie przedstawiając się jako psotnicę. 
Cwane spryciary.
Prawdziwe femme fatale. 
Wchodzę do sali nie przejmując się, że ponad trzydzieści par oczu jest skierowane właśnie w moją stronę.
Przez kolejne kilka godzin będę musiał się do tego przyzwyczaić.
Piszę na tablicy swoje imię i nazwisko, wplatając nazwę przedmiotu, który będę miał okazję wykładać.
Mikrobiologia.
-Czy ktoś z was spotkał się już z tym terminem?
Rudowłosa dziewczyna w okularach podnosi rękę.
Wyróżnia się na tle femme fatale.
Jest raczej wycofana i zapewne o wiele większą uwagę skupia na nauce niż swoim wyglądzie.
Jednak nie mnie oceniać, czy idzie w dobrym kierunku.
-Mikrobiologia jest jednym z działów biologii, który zajmuje się zagadnieniami związanymi  mikroorganizmami i wirusami. Dzielimy ją na mikrobiologię ogólną, szczegółową, przemysłową, środowiskową, lekarską, weterynaryjną, sanita…
-Dziękuję. - przerywam jej. - Za ten niesamowicie szczegółowy opis. 
Kilka femme fatale siedzących w pierwszym rzędzie zaczyna się podśmiewać. 
Nie to jednak było moim celem.
-Ale o szczegółach dowiemy się później. - zerkam na tłum. - Czy ktoś z was wie czym zajmuje się mikrobiologia w praktyce? 
Tym razem dwie ręce pojawiają się w górze. Jedna należy do rudowłosej kujonicy, natomiast druga do blond głowy, której twarzy nie jestem w stanie zobaczyć przez siedzącego przed nią kędzierzawego szatyna, mierzącego co najmniej dwa metry.
-Pani na tyłach. - dopuszczam ją do głosu.
-Z tego co udało mi się wyczytać, mikrobiologia przeprowadza na ogół eksperymenty laboratoryjne i terenowe. Stale poszukuje nowych form leczenia po zarażeniu wirusem czy bakterią. Często również bada zakażenia wynikłe poprzez krew.
Kiwam głową.
-Dokładnie to chciałem usłyszeć, panno… - wychylam głowę, kiedy nagle pokazuje mi się jej sylwetka.
Wstaje z podniesioną głową i uśmiechem tak pięknym i znajomym, że momentalnie przyśpieszam oddech.
Patrzę w jej oczy, które tak bardzo pokochałem.
Spoglądam na jej wyraźne kości policzkowe, które niegdyś tuliłem w swoich palcach.
Podziwiam jej jasne kosmyki włosów, które swobodnie opadają na smukłe ramiona. 
Ramiona, w których mogłem umrzeć.
-Bree… - wypowiadam niesłyszalnie.
Czuję się jak posąg, który został zaczarowany magiczną różdżką.  
To niesamowite uczucie wypełnia mnie od środka.
Zupełnie jakbym dostał szansę zobaczenia jej twarzy po raz kolejny.
I wszystko co jestem w stanie zrobić to jak zahipnotyzowany wpatrywać się w piękno jej urody.
-Evans. - odzywa się znów aksamitny głos. - July Evans.
I teraz zdaję sobie sprawę, że to nie oczy, które pokochałem.
Ani nie kości policzkowe, które tuliłem.
To też nie ramiona, w których mogłem umrzeć.
I choć podobieństwo jest urzekające i niemal dla mnie bolesne…
To nie jest Bree.
Lecz nie wiedzieć czemu przez resztę dnia nie dopuszczam do siebie tej myśli.
Szukam jej wzrokiem, jak gdyby była moim schronieniem.
Moją cichą przystanią.
I wydaje się, że ta cicha przystań zabiera mnie z powrotem.
Z powrotem do początku.

July

Ostatni rok studiów nadszedł bardzo szybko. Pamiętam kiedy pierwszy raz przekroczyłam próg ogromnych, mosiężnych drzwi nie znając kompletnie nikogo. Przeprowadzka do San Francisco nie była dla mnie łatwą zmianą. Ale cztery lata mieszkania i studiowania w tym miejscu, nadały mojemu życiu coś, czego zapewne nigdy bym nie doświadczyła.
Samodzielność, do której tak uciekałam stała się dokładnie tym, czego potrzebowałam. 
Wymarzone studia, które okazały się trafem w dziesiątkę przerodziły się w uzależnienie, a ludzie, których teraz swobodnie mogę nazwać moimi najlepszymi przyjaciółmi, stali się dla mnie jednocześnie rodziną w tym ogromnym mieście, w którym wcześniej byłam tak naprawdę sama, zdana jedynie na własną łaskę.
-Senior year!!!! - Marla krzyczy do kilku osób z naszej grupy. Śmieję się, bo wiem, że jest zachwycona, iż to nasz ostatni rok i niebawem ta harówa w końcu dobiegnie końca.
Nie powiem, żeby ta myśl też mnie choć trochę nie ekscytowała, bo ekscytuje, ale w zasadzie lubiłam tu przychodzić więc wydaję mi się, że i w tym roku zniosę to bez problemu.
-Chyba jesteś najbardziej pozytywną osobą na tej uczelni. - komentuję.
-No wiem! Trzeba we wszystkim dostrzec jakieś plusy. - przystaje i patrzy na mnie dumna. -Wiesz co zawsze ci powtarzam. Nie ważne ile było porażek…
-Pomyśl ile jeszcze w życiu czeka cię zwycięstw. - uśmiecham się, kończąc za nią jej stałe motto życiowe.
-That’s my girl! Nie popełnimy błędu Titanica i przepłyniemy przez ten ocean egzaminów bez jakichkolwiek trudności. 
-Podoba mi się to nastawienie. - zgadzam się z nią.
-Prawda? Nie sądzisz, że powinnam zostać jakimś motywatorem? Albo coachem?
-Myślę, że będziesz bardziej potrzebna w laboratorium.
-Racja. Nauka mnie potrzebuje. - mówi teatralnie, na co wybucham śmiechem.
Marla Johnson jest jedną z naprawdę wąskiego grona osób, które potrafią mnie rozbawić.
Nie tylko tym co mówi, ale głównie swoją mimiką twarzy.
Perfekcyjnie nadawałaby się również na aktorkę.
Ta dziewczyna jest absolutnie wszechstronna. 
-Myślisz, że Jamie przyjdzie na pierwsze zajęcia? - zagaduje, kiedy siadamy w ławce.
-Mówił, że to jeden z ważniejszych przedmiotów, który go naprawdę interesuje. Jeśli się nie pojawi, jedyną rzecz, którą może obwiniać to kac.
-Uf… - Marla robi skrzywioną minę. - Nieźle wczoraj zabalował. Nawet nie chcę sobie przypominać.
-Wiesz, że przyłapałam go w moim pokoju jak wkładał swój język do gardła Medison?
-Co!? Medison!? - Marla reaguje nazbyt emocjonalnie i nazbyt głośno. Ralph, który siedzi przede mną, odwraca się do nas z naburmuszoną miną. Chyba przeszkodziłyśmy mu w przed-lekcyjnej relaksacji.
-Yep.
-Wszystko zrozumiem, ale… Medison!? - wypowiada jej imię znów trochę zbyt głośno. 
-Dokładnie ona.
-Przecież to jest wstyd i hańba. Medison daje każdemu kogo napotka na swojej wilczej drodze. 
-No. I widocznie Jamie również skorzystał z tej atrakcyjnej możliwości. 
-Oh, nie wierzę. - czarnowłosa wzdycha z przejęciem. - Pomijając fakt, że wygląda jak jedna z tych sztucznych blondynek należących do Hugh Hefner’a, to jeszcze jej imię jest strasznie dziwkarskie! Medison!
Ralph odwraca się po raz drugi i tym razem jego wzrok naprawdę sprawia, że zaczynam mieć ciarki na całym ciele.
Jestem lekko przerażona, więc staram się mentalnie uspokoić Marlę.
Ja zazwyczaj nie zwracam uwagi na to z kim zadaje się Jamie. Póki jest szczęśliwy i nie robi nikomu krzywdy swoim podbojami, uważam, że nie mam prawa się mieszać w jego sprawy miłosne.
Marla natomiast zawsze reaguje nieco agresywnie. Usprawiedliwiam ją tym, że znają się od dziecka i ona po prostu stara się go uchronić. Tylko sama nie wiem czy to on powinien być ocalony, czy raczej dziewczyny, za które się bierze.
Wszyscy uciszają swoje rozmowy, kiedy do sali wchodzi mężczyzna, który wygląda na około trzydzieści lat. W czarnym swetrze, ciemnych jeansach i mocnych, skórzanych butach wygląda raczej jak jeden ze studentów niż osoba, która ma owych studentów uczyć.
Ale życie w San Francisco wielokrotnie pokazywało mi, że nie można oceniać książki po okładce.

Ashton Irwin.
Mikrobiologia.

Marla tyrpie mnie ramieniem i robi swoją charakterystyczną minę, która informuje o tym, że na horyzoncie pojawił się właśnie jakiś przystojniak.
I choć zazwyczaj nasze gusta różną się diametralnie i rzadko się z nią zgadzam, w tej kwestii jednak nie mam wyboru.
To najprzystojniejszy wykładowca jakiego widział ten uniwersytet.
Pyta o definicje mikrobiologii. Mam to w małym palcu, ponieważ miałam z nią do czynienia już  na trzecim semestrze, kiedy odbywałam praktyki w jednym z sanitarnych laboratoriów. 
Dlatego kiedy słyszę wyczerpującą odpowiedź Carli, mam ochotę się zaśmiać, ale pozostawiam tą reakcję królowym życia z pierwszego rzędu. 
O dziwo nasz nowy nauczyciel również obraca odpowiedź Carli w żartobliwy sposób. Jeszcze nie spotkałam się z taką reakcją. Zazwyczaj wszyscy porównują całą naszą grupę do rudowłosej, prawiąc nam kazanie, że powinniśmy się od niej uczyć. 
Kiedy Irwin pyta o praktyczną cześć mikrobiologii postanawiam zgłosić się do odpowiedzi. 
Marla patrzy na mnie z miną odrzucenia, jakby dziwiła się, że faktycznie mam zamiar odpowiedzieć. 
Kiedy w górze jest widoczna ręka Carli i moja, mam wrażenie, że mężczyzna nie ma wyboru i z braku laku wzywa mnie do odpowiedzi.
A ja opowiadam o tym, co najbardziej interesuje mnie w mikrobiologii, ale w najmniejszym możliwym skrócie.
Kiedy kończę, dostaję pochwałę. Z nad głowy Ralpha ledwo dostrzegam jego głowę, która po mojej wypowiedzi kiwa z uznaniem.
Wstaję więc by mieć możliwość mu się pokazać. Zrobienie wrażenia na nowym wykładowcy już na pierwszych zajęciach jest szalenie istotne. Zazwyczaj właśnie wtedy następuje etap, kiedy zostajesz zapamiętana już na cały rok, co zdecydowanie może pomóc w lepszej ocenie na koniec semestru. 
Mam wrażenie, że kiedy dostrzega moją twarz, nieruchomieje.
Cała klasa nagle znika, a pomiędzy nami powstaje więź, której nie jestem w stanie opisać słowami.
Widzę jak rusza ustami i wypowiada coś bezgłośnie.
Nie wiem czy ktokolwiek jest w stanie usłyszeć co.
Ale kiedy mówię swoje imię, nagle bariera opada i znów jestem w klasie razem z nim i z trzydziestką innych osób.
To wszystko znika, by zaraz na nowo mogło się odrodzić. 

Odrodzić w coś, czego na tę chwilę nie potrafię zrozumieć.

***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz